piątek, 1 listopada 2013

Rozdział 6



-Ciii. Nie odzywaj się.- szepnął mi do ucha i nagle zauważyłam szóstkę, jak przebiega koło alejki, nie zauważając mnie i Hirose. Po chwili blondyn odsłonił mi usta i osunął się na ziemię, a ja razem z nim, bo nadal obejmował mnie w talii. Nagle zdałam sobie sprawę, że przy zderzeniu ze ścianą usłyszałam cichy jęk bólu. Spojrzałam kątem oka na jego twarz, aby sprawdzić czy wszystko z nim w porządku. Nasze oczy się spotkały,
bo on cały czas patrzył na mnie. Odwróciłam wzrok, rumieniąc się i cicho spytałam – Bardzo boli?
Spojrzał na mnie zaskoczony, jakby nie spodziewał się, że zauważyłam, a potem uśmiechnął się z troską – Nic mi nie jest, bo ty tu jesteś.  – Objął mnie i wtulił twarz i zagłębienie mojej szyi. Siedząc między jego nogami, opleciona rękoma nie miałam jak uciec. Czułam się bezbronna. Jakbym nic nie mogła zrobić. 
I na co te wszystkie lekcje z samoobrony i wieloletnie treningi jujitsu, skoro nie mogę odepchnąć, ani obronić się przed Hirose.
Czerwona jak burak, bezskutecznie rozpychałam się łokciami. Po pewnej chwili, Hirose wypuścił mnie z objęć. Szybko od niego odskoczyłam, a ponieważ alejka miał tylko dwa metry szerokości, natychmias przywarłam plecami do przeciwległego muru. Wzrok wbiłam w ziemię. Nie mogłam zebrać się w sobie, żeby na niego spojrzeć.
- Odprowadzę cię do domu- powiedział wstając i otrzepując spodnie z kurzu. (dop. W alejce nie było zbyt czysto)
- Nie trzeba- odpowiedziałam cichym głosem, nadal patrząc na buty.
Zignorował mój protest i wyszedł z zaułku, zatrzymując się przy ulicy. Popatrzył na mnie, wyciągając dłoń w moją stronę. Uśmiechnął się przy tym zniewalająco.

~~~

- Jak ty to zrobiłaś Mizuno? Biegniesz, biegniesz  i nagle znikasz. Czyżbyś tak naprawdę była Harrym Potterem?
- Z tego co wiem, to nie - odpowiedziałam rozbawiona na przedziwne pytanie Mishimy. Hirose spojrzał na mnie złośliwie.
- Jak już pewnie wszyscy wiedzą, niedługo będą egzaminy i należałoby zacząć się przygotowywać. Taksze... po konsultacjach zdecydowałam, że odejdę wam jeden z treningów. Ale nie cieszcie się za bardzo bo zamienię to na spotkania w weekendy.
- Przykro mi Mizuno, ale ją w weekendy nie mogę - wymruczał jak zwykle zasypany Yamada.
- No nic z tym nie zrobię. Będziesz musiał trenować we własnym zakresie, albo powiedz mi kiedy będziesz mógł to się umówimy.
- E...właśnie mi się przypomniało że też nie mogę, więc też możemy się umówić.- powiedział uwodzicielsko Adachi , kiedy zorientowałam się jak dwuznacznie mogły zabrzmieć moje słowa.
- Bardzo śmieszne - próbowałam sprostować sytuację.
- A czemu nie możemy poprostu zawiesić tego drugiego treningu na czas egzaminów? - spytał Izumi.
- Może dlatego, że niedługo będą też eliminacje do zawodów. Nie mówiłam wam o nich?- może zapomniałam im powiedzieć.
- Nie przypominam sobie - Takagi  zrobił zamyśloną minę.
- No to już wiecie. Macie mało czasu. Do roboty!

~~~~

- Mizuno! Poczekaj! - wolał Adachi po popołudniowym spotkaniu treningowm. Zdyszany podbiegł do mnie i oparł się rękoma o kolana.
- O co chodzi? - spytałam.
- Pamiętasz kiedy powiedziałaś, że wynagrodzić mi to, że wtedy z tobą biegałem?
To on mówił na serio? No to mam przesrane.
Przytaknęłam niepewnie.
 -Chciałbym abyś pomogła mi w nauce. Nie rozumiem paru tematów z matematyki, a ty jesteś mi dłużna, więc…
Uff, chodzi tylko o korepetycje. A już się martwiłam, że zażyczy sobie gwiazdki z nieba, albo coś takiego.
- No jasne, kiedy?
- No nie wiem, może jutro na przerwie, albo coś?
Zgodziłam się bez namysłu, bo tak naprawdę nie robiło mi to większej różnicy. Przynajmniej nie będzie miał już na mnie żadnego haka ;).

~~~

Zadzwonił dzwonek na przerwę. Ruszyłam w stronę klasy 2-1, wypełnić swój obowiązek. Kiedy miałam wejść do sali, niefortunnie zderzyłam się z kimś. Pewnie upadłabym gdyby ten „ktoś” nie złapałby mnie w ostatniej chwili.
Zaczęłam przepraszać, poczym spojrzałam na twarz chłopaka. Lekko zaskoczony Hirose przyglądał mi się uważnie.
- Co ty tu robisz, Mizuno? – spytał nadal stojąc w przejściu.
- Ja tylko.. przyszłam do Adachi’ego. Czemu taki zdziwiony?
- Do Adachi’ego, mówisz – zignorował moje pytanie lekko zawiedziony – A po co?
- Bo mam względem niego dług i przyszłam go spłacić. A poza tym nie muszę się tobie tłumaczyć.
Hirose spojrzał na mnie znacząco. No tak jemu też jestem, podobno winna przysługę.
- No dobrze, czego chcesz? – spytałam zrezygnowana, widząc, że nie ustępuje. Na jego twarz wystąpił chytry i triumfalny uśmieszek.
Pochylił się i szepnął – Wkrótce się dowiesz. – Na moje policzki wystąpił rumieniec, kiedy skończył i spojrzał mi głęboko w oczy. Odwróciłam wzrok.
- Daj mi przejść – syknęłam. Odunął się, ale czułam jak jego spojrzenie odprowadza mnie aż do ławki Adachi’ego.
- O hej – powiedział uradowany, kiedy do niego podeszłam – Co ty taka czerwona? Znowu gorączka? Do pielęgniarki? – zaczął się zrywać z miejsca.  (dop. Jak do pielęgniarki to wszyscy ^^)
- Nie, nie po prostu trochę mi gorąco – usprawiedliwiałam się – To czego nie rozumiesz?
Kiedy tak w skrócie pokazywał mi niezrozumiałe dla siebie działy matematyki, okazało się, że przedszkolak umie więcej niż on.
- Mówiłeś, że paru, a nie, że nie rozumiesz całej książki! – powiedziałam z wyrzutem.
- No tak, ale ja sam nie wiem czego nie wiem – zrobi ł minę zbitego szczeniaczka. – poza tym pewnie byś mi nie pomogła jakbyś wiedziała.
- Jasne, że bym ci pomogła – uśmiechnęłam się łagodnie. Wyglądał tak słodko, że przypominał … jakieś słodkie zwierzątko. :3
Przychodziłam do niego, na przerwie przez cały tydzień, aby nauczyć go chociaż podstaw, przy czym uśmiałam się do łez. Było naprawdę ciężko, ale wreszcie ogarnął to co mu tłumaczyłam.
- Dzięki, Mizuno. Uratowałaś mój tyłek. (dop. Ten zgrabniutki tyłek) Nie wiem co bym bez ciebie zrobił.
- Pewnie zawalił egzamin – powiedziałam skromnie, zadowolona z zakończonej pracy.
- No to przytulasek na podziękowanie – zbliżył się z rozwartymi ramionami.
- Haha. Może innym razem. – zgasiłam jego entuzjazm. Uroczo zrobił podkówkę jak dziecko.
Nagle usłyszałam dzwoniący telefon.
-Halo? – odebrałam połączenie od nieznajomego.
- Dzień dobry.

~~~

- Dobrze, dziękuję bardzo. – zakończyłam rozmowę.
- Coś ważnego, że tak formalnie? – spytał Adachi.
- Tak. Dzwonili w sprawie pracy.
- I co, przyjęli cię? – przytaknęłam – Właśnie mogę twój numer telefonu?
- A niby po co? – zdziwiłam się, ale ostatecznie przekonał mnie argument, że przyda się jeżeli chodzi o informacje o treningach. Poleciłam mu, żeby przekazał numer dalej drużynie i wyruszyłam w drogę powrotną do domu.
- Jak tam korepetycje?
- Nauczony. – nie musiałam się nawet oglądać, żeby wiedzieć  kto za mną szedł.
- To dobrze, bo dłużej bym nie wytrzymał. Już miałem zamiar sam zacząć go uczyć.
- A to nowość. Nie wiedziałam, że jesteś zdolny do takich miłych gestów. Myślałam, że ty tylko umiesz łamać delikatne, dziewczęce serduszka. – powiedziałam sarkastycznie do blondyna.
- Jeżeli chodzi o ciebie, to mógłbym się poświęcić i zburzyć moją, ciężką pracą budowaną opinię, bezdusznego drania.
- A co to miało ze mną wspólnego? – zaciekawiła mnie jego wypowiedź.
- Bo nie mogłem znieść tego, że ktoś, kto nie jest mną, spędza z tobą tyle czasu. – powiedział bez ogródek. Jak zwykle spaliłam raka.
- Ile razy mam ci powtarzać, żebyś się ze mną nie bawił – spytałam z wyrzutem.
- A ja ile mam na to odpowiadać? – Hirose zmienił temat – kiedy masz jakiś wolny weekend?
- No nie wiem. Chyba ten, bo ciocia wyjeżdża  - powiedziałam dość cicho, mówiąc do siebie – A co?
- Mam zamiar to wykorzystać. Dziękuję ciociu Mizuno – Kurde, że tez musiałam wypaplać.
- Mów czego chcesz – powtórzyłam pytanie, zła na siebie.
- Ciebie. Przez jeden dzień będziesz moja. A w dodatku spełnisz moje trzy życzenia tego dnia.
- Oszalałeś?! W życiu się na to nie zgodzę! – Czy go, brzydko mówiąc, posrało?! (dop. Mizuno: Podoba mi się jego tok myślenia^-^)
- A Adachi’emu to pomogłaś – powiedział z wyrzutem, jak dziecko.
- Ale to była zupełnie inna sprawa!
- Czyżbyś mi nie ufała?
- No nie do końca. Nie wiem co ci przyjdzie do głowy, kiedy dojdzie do tych twoich „życzeń”. A poza tym, to nie zgadzam się na przedmiotowe traktowanie.
Niby nawet nie brałam pod uwagę, to że zgodziłabym się na jego propozycję, ale męczyło mnie to że, on mi zawsze tyle pomaga...i to że tak strasznie marudził. Możę chce się tylko zemścić za treningi. To nie byłoby takie straszne. Nie umrę od paru przysiadów. Trzy życzenia to nie aż tak dużo.
- Zgoda. Kiedy? – spytałam odpuszczając. Nie mam już do niego siły.
- Hehe. To może w najbliższą sobotę? Czyli .. jutro?
- Już jutro? E.. no okej. – niechętnie zgodziłam się, przypominając sobie, że dzisiaj ciocia opuszcza dom.
- Przyjdę po ciebie o 8:30 – rzucił przyspieszając. Szedł z rękoma w kieszeniach, bardziej zadowolony z dokuczania mi, niż zwykle. Ciekawe co w tym takiego zabawnego.

~~~

- Dbaj o siebie Yuki!
- Ty też Natsumi! Baw się dobrze! – krzyknęłam do odjeżdżającej taksówki.
Weszłam z powrotem do domu i panującej w nim pustki. Już za nią tęskniłam. Chociaż nie bywała w domu zbyt często, widziałam ślady jej obecności (na przykład bałagan :D)
Z nudów położyłam się spać i po paru chwilach zasnęłam.
Obudził mnie dzwoniący telefon. Półprzytomna odebrałam połączenie od nieznajomego.
- Halo?
- Dzień dobry słoneczko. Jak się spało?
- Bardzo fajnie, więc pozwól, że powrócę do tej czynności – wymamrotałam rozpoznając głos Hirose.
- Najchętniej położyłbym się tam razem z tobą, ale jesteś już spóźniona – wymruczał.
- Ja ci zaraz dam. Czekaj… spóźniona na co? – Nagle otrzeźwiałam.
- Umawialiśmy się na dzisiaj.
- O. Rzeczywiście, bardzo cie przepraszam. Przyjdź dopiero za jakieś pół godziny…
- Zejdź na dół bo śniadanie stygnie – rozłączył się.
Co to miało znaczyć? ”śniadanie stygnie” ? Ale czyje? Zaraz, Czy on powiedział zejdź na dół?! ( dop. Mizuno: jaki szerlock :3)
Szybko zbiegłam po schodach. Na stole leżał talerz z idealnie usmażonym omletem z warzywami. Spojrzałam na osobę stawiającą kubek herbaty koło talerza.
- Ładnie ci w tej piżamce – powiedział swobodnie opierając się o blat. Lekko się zarumieniłam, zdając sobie sprawę z mojej głupoty. Odchrząknęłam, aby móc przybrać surowszy ton.
- Jak się tu dostałeś i co tu robisz?
- Nie zamknęłaś drzwi na klucz, więc wszedłem. Naprawdę Mizuno – zbliżył się do mnie – jesteś taka nieostrożna. Myślisz, że zdołałabyś się obronić, gdybym to nie był ja tylko jakiś złodziej. – położył dłoń na mojej głowie z troską. Automatycznie ją strąciłam.
- To,  że było otwarte nie znaczy, że możesz sobie, ot tak wejść – powiedziałam nadymając policzki.
Nic nie odpowiedział, tylko się uśmiechnął. Zaprosił mnie do stołu, abym zjadła zrobione przez niego śniadanko i usiadł naprzeciwko mnie.
- Smakowało? – spytał kiedy skończyłam. W życiu nie jadłam tak dobrego omletu, a przecież to jest taka prosta potrawa (Prosta bo nawet ja jej nie spaliłam :) dop. Mizuno)
Tylko cicho przytaknęłam. Zaimponował mi. Szczerze podziwiam jego umiejętności kulinarskie … i inteligencje… i to ze jest dobry w sportach… i jego troskliwość…. Ale cała reszta jest złaaa. Do szpiku. Pewnie diabeł go przysłał z tymi jego hipnotyzującymi paczałkami.
- No… ten.. dziękuję – wymamrotałam i poszłam się przebrać.
- Ej, ale wiesz, że za spóźnienie czeka cię kara? – powiedział złośliwie, kiedy wróciłam.
Świetnie. Dzień zapowiada się ciekawie.



Przepraszam, że tak długo i ze trochę spóźniony, ale oto maly prezęcik na Halloween. Nie będę się rozpisywać, więc tylko spytam czy się podobało, już mnie nie ma. :D Jeśli jest coś co wam się spodobało, albo zauważyliście błędy, to się nie wstydźcie. 
Pozdrawiam dwukropek trzy :3
Mizuno


2 komentarze:

  1. Ah ! Na to czekałam ;3. Rozwój akcji !!! Zaczyna się coraz więcej romansu - to mi się podoba, oby tak dalej !!. Mam nadzieję, że nasz bohater dobrze wykorzysta te 3 życzenia ;3. Hmmm a może coś poważnego wyniknie z ich spotkań ?? ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń